wtorek, 16 lipca 2013



      Dzisiaj już bez narzekania, trudno- co ma być to będzie.

Wrzucam na bloga fotkę książki, która moim zdaniem jest rewelacyjna i pomimo, że jest to opowieść fikcyjna, to opiera się ona na historiach, opowiedzianych przez ludzi, z którymi autorka miała możliwość się spotkać. Ukazuje ona realia krajów muzułmańskich ( w tym przypadku Libii), mentalność tamtejszych ludzi, i prawa jakimi rządzi się tamtejsze życie. Typowy schemat: mężczyzna jako pan i władca całego domu, w którym mieszkają jego żony i dzieci, spędzające cały dzień w domu na gotowaniu, praniu sprzątaniu, po to, by ich mąż mógł wrócić wieczorem do czystego mieszkania.

 Zastanawia mnie jednak to, czy rzeczywiście w dalszym ciągu tak to tam funkcjonuje, bo przecież cały czas mówi się, że świat zmierza na przód, ku postępowi. Myślę, że te kraje, kraje muzułmańskie również powoli zaczynają zmieniać swoją mentalność, szczególnie te młodsze pokolenia, pokolenia epoki nowoczesności. Wiadomo, na pewno są jakieś wyjątki, rodziny konserwatywne, które starają się podtrzymywać dawną tradycję, ale czy jest ich jeszcze dużo?

 O tym jak zmieniły się kraje muzułmańskie miałam okazję przekonać się dwa razy. Pierwszy raz był wtedy, kiedy poleciałam z rodzicami do Tunezji. To co zobaczyłam niczym nie przypominało kraju, w którym panują jakiekolwiek "żelazne" zasady. Pełno ludzi, dyskoteki, bary otwarte do samego rana- czyli coś całkiem normalnego, ale to była miejscowość turystyczna, więc to też miało na pewno duży wpływ na sposób życia jego mieszkańców.

  Moje ostatnie wakacje spędziłam w Słonecznym Brzegu (świetna miejscowość w Bułgarii, o niebo lepsza niż Złote Piaski). W drodze powrotnej do domu, wstąpiliśmy na dwa dni do Istambułu. Pierwsze wrażenie? Szok - pełno ludzi, straganów, młodzieży, dyskotek. Czułam się bardziej jak na Ibizie/
 Mając tylko dwa dni, nie miałam zbyt dużego pola do popisu odnośnie zwiedzania ale udało nam się załatwić świetną przewodniczkę, Polkę, która w młodości wyjechała do Turcji, która oprowadziła nas po najsłynniejszych atrakcjach Istambułu. Byliśmy m.in. w Błękitnym Meczecie ( Hagia Sophia), gdzie kobiety mogły wejść tylko odpowiednio ubrane : zakryte ramiona i chusta na głowie (czyli coś jednak z tej tradycji pozostało). W trakcie zwiedzania, przewodniczka powiedziała nam, że to, co obecnie mamy okazję zobaczyć, jest tylko namiastką, pozostałością po dawnej kulturze muzułmańskiej. Młodsze pokolenia całkowicie porzuciły swoją tradycję i w dużym stopniu, zarówno pod względem wyglądu, jak i poglądów, przypominają młodzież europejską. I wiecie, faktycznie dało się to zauważyć na pierwszy rzut oka, bo idąc główną ulicą spotykało się pełno arabskich dziewczyn mniej więcej w moim wieku, albo i starszych, które niczym nie różniły się od nas, Polek. Miały modne ciuchy, kolczyki w różnych miejscach, chodziły normalnie ze swoimi chłopakami, mężami po mieście i naprawdę niczym nie przypominały dziewczyn, których losy opisywane są w takich, jak ta ze zdjęcia, książkach.

    Nasuwa mi się pytanie: czy faktycznie kraje muzułmańskie poszły na tyle naprzód, by można było powiedzieć, że ich mieszkańcy już prawie niczym nie różnią się od Europejczyków? A może to tylko taka gra pozorów, a pod nią kryje się pielęgnowana przez wieki tradycja, opierająca się na żelaznych zasadach opisywanych w wielu książkach, takich jak Arabska Żona, Arabska Krew?

          Poniżej wrzucam kilka zdjęć z moich wakacji w Istambule. Czy wróciłabym tam jeszcze raz? Raczej nie, chyba preferuje inne, mniej zatłoczone miasta.








nasz cudowny pokój bez żadnego okna. Dwa dni dało się wytrzymać ale gdybym miała tam dłużej zostać, to na pewno bym zwariowała.








   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz